Psychoterapia

Publikacje: Niebezpieczne związki

Charaktery, Nr 2 (217), luty 2015
Rafał Milewski

Jacek wydał się Aldonie nieoszlifowanym diamentem. Postanowiła, że zajmie się jego obróbką, by świat zobaczył, jaki naprawdę jest. Fascynował ją od pierwszej imprezy w pracy - nieco tajemniczy i mroczny. Mówiono, że miał za sobą trudny związek, że bierze narkotyki, jest konfliktowy, radykalny. To jeszcze bardziej ją pociągało – był inny niż wszyscy. Jackowi z kolei podobało się, że Aldona patrzyła na niego nieustannie z zachwytem, że umiał rozbawić ją do łez i potrafiła go słuchać, jak nikt dotąd. Wydawało się, że niewiele potrzeba jej do szczęścia. Gdy zamieszkali razem, było już gorzej – przyszły załamania i depresje Jacka, „leczone” narkotykami i alkoholem. Kiedy wylali go z pracy, utrzymywała go. Nie przestawał jej fascynować. Słuchała jego historii o tym, jak wszyscy wokół są totalnymi kretynami i wierzyła we wszystko, co mówił. Przecież był najbardziej błyskotliwym copywriterem w agencji. Była przekonana, że świat nie poznał się na nim i nie umie dostrzec w nim tego, co ona umiała zobaczyć.

Co ja w Tobie widziałam?
Nie przypadkiem wybieramy tego a nie innego partnera. Zakochaniu, poza miłością, towarzyszy często ogromna nadzieja, z której nie zdajemy sobie sprawy. Liczymy, że partner uleczy nasze dziecięce niedobory lub rany. A im są one głębsze, tym większe nasze oczekiwania. I od tych oczekiwań wszystko się zaczyna.
Na historii Aldony i Jacka zaciążyła pierwotna potrzeba czucia się kimś wartościowym i ważnym. Aldonę przyciągnęła wyjątkowość Jacka. Wierzyła, że związek z kimś takim sprawi, że również ona poczuje się wyjątkowa i wartościowa. On uwielbiał zachwyt, jaki widział w oczach Aldony. Przy niej czuł się ideałem i takim pragnął dla niej być. Chcieli dawać sobie totalną uwagę, podziw i zachwyt. Pod tą potrzebą skrywało się doświadczenie pominięcia i odrzucenia przez rodziców. Obje nie czuli, że są ważni sami z siebie, bez względu na to, co inni myślą, czuja i mówia na ich temat. Łudzili się więc, że znajda kogoś, kto jak kroplówka będzie dostarczać im poczucia wartości. I wydaje się, że znaleźli.
Trudno uwierzyć, że być może najważniejsza z podejmowanych przez nas decyzji iu, czyli wybór życiowego partnera, zależy od czynników, których sobie zwykle nie uświadamiamy. Trudno też przyjąć, że ci, którzy byli zobowiązani do miłości i troski – nasi rodzice - dali nam jej na tyle mało, że wchodzimy w życie z niezaspokojoną w dzieciństwie potrzebą jak z otwartą raną. Nosimy ją, nie zdając sobie sprawy z jej wpływu na nasz los.
Któregoś dnia spotykamy kogoś i bezwiednie wyczuwamy, że spośród wielu osób tylko ta jedna odpowiada na potrzeby, których nie zaspokoili nasi rodzice. Rozpoczyna się nieujawniona, skrywana przed sobą nawzajem gra partnerów, której przyczyną jest ten sam nierozwiązany wewnętrzny konflikt. Rozgrywamy go, przyjmując różne role, co stwarza wrażenie, że ta druga osoba jest zupełnym przeciwieństwem. A tak naprawdę partnerzy dopasowuja się w tym, czego im brakuje.
Tę bezwiedną grę w relacji szwajcarski terapeuta par Jürg Willi nazywa koluzją i opisuje w swej książce Związek dwojga. Termin małżeństwo koluzyjne wprowadził inny terapeuta par, Henry V. Dicks w książce Marital Tensions. obaj dowodzą, że korzenie późniejszych problemów pary pojawiają się już w momencie wyboru partnera.

Uwikłanie
Nasze dziecięce potrzeby mają dwa bieguny – uważa Jürg Willi. Pierwszy z nich –
regresywny – to powrót do dziecięcych sposobów zachowania. Tak właśnie reaguje Jacek, gdy potrzebuje totalnej uwagi partnerki, by czuć się kimś wartościowym. Drugi z biegunów – progresywny – oznacza próbę przezwyciężenia własnej słabości przez fasadę „dorosłych reakcji”. Tu przykładem jest Aldona, dająca partnerowi uwagę i wartość, dzięki czemu sama może się poczuć ważna.
Ich związek przypomina relację między karmiącą matką a niemowlęciem. Ona daje – ono bierze. Aż dziecko dorośnie i samo zacznie dawać. Aby jednak umieć dawać, najpierw samo musi się nasycić.
Każda relacja zakłada ten podział ról - na dawcę i biorcę - i wzajemne dopasowanie. Często jesteśmy w konflikcie między tym, ile potrzebujemy wziąć, a ile jesteśmy w stanie dać partnerowi. Zależnie od doświadczeń z rodzicami wchodzimy w życie nastawieni bardziej na dawanie lub na branie. Potocznie uważa się, że po prostu ludzie dzielą się altruistów, którzy dają, i na egoistów, którzy tylko biorą. W rzeczywistości w każdym z nas jest nastawienie i na branie, i na dawanie. Tyle ze jeden biegun jest zwykle bardziej na wierzchu, a drugi silniej skrywany w nieświadomości, wyparty. Dlaczego? Z powodu lęku. Dostający uwagę Jacek boi się ją okazać, bo kto wtedy da ją jemu? Jeśli da ją Aldonie, być może sam nie dostanie tego, czego potrzebuje. Poza Aldoną nie zna przecież innych źródeł uwagi. Przede wszystkim nie czuje ich w sobie, bowiem nie nasycił się bowiem uwagą rodziców w dzieciństwie na tyle, by móc dawać ją bez lęku, że sam jej nie otrzyma.
Zgodnie z koncepcją Willego przyciąga nas uczuciowo osoba, która ma jawny ten biegun potrzeby, który u nas jest wyparty: dawca przyciąga biorcę i odwrotnie. Tak zaczyna się dopasowanie i uwikłanie: podziwiany znajduje podziwiającą (Jacek Aldonę), a podziwiająca kogoś, kogo może podziwiać. Dopasowują się jak dwie połówki jabłka, tworząc koluzję – wspólną nieświadomą grę o tym samym temacie.

Układ musi runąć
Wszystko się zmieniło, gdy umarł ojciec Aldony. Miał 63 lata, tętniak spowodował nagłą śmierć. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo był jej bliski. Któregoś dnia, kilka miesięcy po jego śmierci obudziła się w łóżku ze śmierdzącym narkomanem i degeneratem. To był Jacek. Obok wstrętu miała poczucie, że została wykorzystana. Jego krytyczne tyrady do świata nagle wydały się jej bredniami, a erudycja - pustą gadaniną, której nie można włożyć do garnka. Powiedziała: dość. Teraz ona chce być w centrum. Jackowi trudno było dostosować się do tej wolty. Poszedł co prawda na odwyk, na terapię grupową – ale trwało to długo. Aldona zaś chciała natychmiast zapłaty za lata, kiedy próbowała „szlifować diament”. Tymczasem Jacek już tak nie potrzebował jej podziwu – teraz miał zespół „żołnierzy”, w sieciowej grze. Oni idealizowali swojego „wodza”, czyli Jacka. To pogłębiało rozpacz Aldony. Zaczęła się okrutna wojna - zabierała mu pieniądze, wzywała policję, straszyła rozstaniem.
Koluzyjny układ prędzej czy później musi runąć, ponieważ dawca czuje się przeciążony i chce wreszcie zacząć brać, a biorca wciąż domaga się więcej. Załamanie następuje zazwyczaj pod wpływem ważnych dla pary wydarzeń. Dla Aldony takim doświadczeniem była śmierć ojca. Dotąd to ona w parze była silna, dawała. Zarabiała, radziła sobie, zajmowała się Jackiem i dzięki temu czuła się niezbędna – bo tylko ona go rozumiała. A zajmując się nim, wypierała bolesne poczucie bycia niewidzianą przez rodziców. Nie pamiętała – bo wyparła – że ojcu była potrzebna tylko do rozgrywek z matką. Tak naprawdę jej potrzeby nie liczyły się wtedy.
Swoją słabość umieściła w Jacku – on przyjął rolę biorącego. Jej zachwyty utwierdzały go w poczuciu bycia najważniejszym, najmądrzejszym lepszym od innych. W głębi duszy skrywał jednak pogardę, nawet dla otaczającej go uwagą Aldony. Bez jej podziwu stawał się depresyjny. Wciąż czuł się nieważny, zwłaszcza dla ojca, który zostawił go, gdy Jacek miał 5 lat i nawet nie płacił na niego alimentów. Tymczasem Aldonie po śmierci jej ojca wspieranie Jacka przestało wystarczać do budowania poczucia własnej wartości. Wypierane dotąd potrzeby wyszły na jaw. Teraz ona zapragnęła być ważną dla męża. Ważniejszą niż jego ukochana gra, niż alkohol czy kokaina. Ważniejszą niż ktokolwiek. Zaczęła stawiać warunki, krzyczała, zdarzało się jej uderzyć męża. W takich momentach Jacek, wymyślał jej od słoików i wiejskich dziewek, które nie mają pojęcia o świecie. Nie chciał oddać pozycji tego, kto zawsze ma rację. Oboje doświadczali takiego samego konfliktu wewnętrznego: jak poczuć się ważnym dla samego siebie. Związek miał być dla nich lekarstwem. Sęk w tym, że przyciągał ich partner zmagający się dokładnie z takim samym problemem. Podobnie było z Martyną i Michałem, choć ich koluzyjna gra toczyła się wokół innego tematu.

Kto się mną zaopiekuje?
Poznali się na portalu dotyczącym zdrowego odżywania. Martyna była właśnie w trakcie ciężkiego rozwodu, walczyła o dziecko. Michał był zapracowanym przedsiębiorcą i doświadczał pierwszych oznak wypalenia. Spotkanie z Martyną dało mu zastrzyk energii. Wynajął dobrych adwokatów. Wywalczyli, co się dało. Zajął się nią, płacił za wspólne wakacje i prywatną szkołę jej syna. Martyna wydawała się to doceniać jak żadna z jego dotychczasowych kobiet. Spotkanie Michała było dla niej wygraną. Pojawił się wybawiciel, któremu mogła całkowicie powierzyć siebie i swoje problemy. Wreszcie ktoś się nią zaopiekował.
Ten typ związku Willi nazywa koluzją pomocnika. Michał był dawcą opieki, Martyna doświadczała jego nieustającej troski. O tym, że jest to polaryzacja ról, za którymi ukrywają się ich zranienia, przekonali się, gdy firma Michała wpadła w tarapaty.
Na rynek wszedł zagraniczny konkurent i zamówienia z dnia na dzień spadły o połowę. Wtedy Michał się załamał i rozchorował. Nie wychodził z łóżka. Garściami połykał lekarstwa. Martyna była bezradna, bo przywykła, że to Michał jest tym silnym i opiekuńczym. Coraz częściej słyszała, że teraz jej kolej, by ich utrzymać, przecież ma świetny fach - jest księgową. Po alkoholu wymyślał jej od pijawek. Wyliczał, ile dla niej zrobił. Czuła się oszukana. Jak to? To nie z miłości troszczył się o nią? Spodziewa się zapłaty? Jak to nic nie robiła?! Zajmowała się domem, gotowała mu dietetyczne obiady – a teraz próbuje na niej wymóc prowadzenie księgowości... Odebrała to jako zamach na siebie. Zaczęły się ostre konflikty, koniec był blisko.
Dlaczego Michał nie potrafił wybrnąć z trudnej sytuacji w firmie? Bo pod jego siłą i opiekuńczością ukrywała się regresywna potrzeba bycia karmionym dzieckiem. Kryzys w pracy stał się dla niego okazją, by pozbyć się roli opiekuna i bez poczucia winy zażądać opieki dla siebie. Jego historia kryła dramat niechcianego, dziecka wypędzanego boso na śnieg; dziecka, które było świadkiem awantur między rodzicami. Jego potrzeby schodziły na dalszy plan. Nadludzkim wysiłkiem zdobył wykształcenie, pracę i pieniądze. To pozwalało mu zapomnieć o tęsknocie za troską. Życie Martyny miało nie mniej dramatyczny przebieg. Kiedy miała 10 lat, jej ojciec wyprowadził się do innego miasta. Rozstał się z matką, ale nie rozumiała, dlaczego ją też zostawił? Później matka dostała pracę w innym mieście i wyjechała, powierzając Martynie opiekę nad młodszym bratem. Przysyłała pieniądze, co jakiś czas pojawiała się też babcia, by sprawdzić, jak dzieci sobie radzą. Owszem, radziły sobie, ale doskwierał im głód opieki.
Martyna w Michale znalazła rodzica, który rozumiał jej potrzeby. Do czasu. Michał wyrzucił ze świadomości potrzebę bycia zaopiekowanym dzieckiem, przerzucił ją na Martynę i jej syna. Martyna wyparła i przerzuciła na Michała swoją zdolność do opieki i troski, której nienawidziła, odkąd jako nastolatka musiała zaopiekować się bratem. Nie mogła wzizając się Michałem, ponieważ uczyniłoby to z niej znów opiekującego się rodzica. Martyna i Michał tak jak Aldona i Jacek nagle oboje znaleźli się w pozycji pragnących. Tamta para pragnęła uwagi, ta - opieki. Tylko kto miał im to dać?

O co ta walka?
Bywa, że partnerzy kochają się, pociągają się wzajemnie. I zarazem wciąż się kłócą. O wszystko, na pozór o drobiazgi. Niełatwo dostrzec, że za tymi sporami i rozczarowaniami w związku kryją się nierealne, dziecięce oczekiwania wobec partnera. Najczęściej w związkach ludzie walczą o miejsce dla siebie, o władzę i pieniądze, o seks lub o opiekę nad dziećmi. W rzeczywistości są to preteksty, pod którymi ukrywają się inne głębokie potrzeby.
Jurg Willi mówi o czterech pierwotnych dziecięcych potrzebach: bycia ważnym i bezwarunkowo przyjętym (tego pragną Aldona i Jacek), troski i opieki (o to walczą Michał i Martyna), autonomii (konflikty o władzę i pieniądze) oraz potrzebę identyfikacji z własną płcią (tego dotyczą spory o seks). Korzenie zaspokojenia tych potrzeb sięgają pierwszych miesięcy i lat życia. Niezaspokojone potrzeby bezwiednie przenosimy na partnera. W relacji z nim odtwarzamy bolesne doświadczenia z dzieciństwa. I bronimy sie przed świadomością, że to, co nas tak złości w partnerze, jest zwykle tym, co tkwi w nas – niechciane, odrzucone.
W koluzyjnej grze zawsze dochodzi do polaryzacji ról na dawcę i biorcę, bo z lęku wypieramy drugi biegun potrzeby. Ktoś, kto całe życie się troszczył wypiera pragnienie, by to o niego się troszczono. Ktoś, kto całe życie czuł się męski, boi się swoich kobiecych aspektów i nie przyznaje się do nich. Niezależny obawia się zależności, a czasem nią gardzi. Nieświadomie, zaczynamy poszukiwać partnera, który zaspokoi nasze wyparte potrzeby. Pragnący podziwu znajduje podziwiającą (Jacek Aldonę), niezaopiekowana znajduje troskliwego (Martyna – Michała), zależna takiego, któremu można bezpiecznie się powierzyć, wątpiąca w swą kobiecość stuprocentowego mężczyznę.
Ten ostatni typ koluzji, zwanej przez Williego falliczno-edypalną, pokazuje historia Kingi i Tomka. Zakochali się w sobie bez pamięci. Tomek pociągał Kingę, bo był stuprocentowo męski – jeździł na motorze i uprawiał sztuki walki. Nieświdomie odebrała sygnał, że z tym mężczyzną nigdy nie zwątpi w swą kruchą doąd kobiecość, którą wzmacniała seksownym wyglądem i uwodzącym zachowaniem. To był magnes na Tomka – pod fasada męskości krył się zależny od mamy chłopczyk. Do załamania doszło gdy urodziło im się dziecko. W czasie ciąży, a potem karmienia Kinga, chcąc czy nie, konfrontowała się ze swoją matką, co było dla niej trudne, bo czuła do niej tylko pogardę. Ambiwalencja wobec własnej kobiecości sprawiła, ze popadła w depresję poporodową. Tomek zrezygnowali dobrze zapowiadającego się biznesu i wylądował w pieluchach. Prysła męska fasada, pojawiły się problemy z potencją. Kinga coraz częściej narzekała, że nie może być ani matką, ani kochanką, bo Tomek jej to zabiera – on jest jak baba. A Tomek szydził, że przecież nie umie się kochać z facetem.

Dobre scenariusze
Dlaczego to, co daje dawca, nie zaspokaja biorcy? Dlaczego Kindze nie pomaga męskość Tomka, a Tomkowi jej kobiecość? Czemu uwaga Aldony nie wystarcza Jackowi, opieka Michała nie zaspokaja Martyny? Przecież można wyobrazić sobie pozytywny scenariusz, gdy Jacek „nakarmiony” uwagą Aldony zaczynie ją cenić. A Martyna, nasycona opieką Michała, może przejąć odpowiedzialność za siebie i ich związek, okazać troskę Michałowi. Kinga może poczuć się kobieta przy tomka aon przy niej prawdziwym facetem...
Dobre scenariusze dla par istnieją, są partnerzy, którzy potrafią się czasami wymienić rolami dawcy i biorcy. Mówimy wtedy o rozwojowym dopasowaniu. Ale opisane tu pary nie były w stanie tego zrobić. W ich nieświadomości tkwiło bowiem przekonanie, że bycie kimś odrębnym oznacza katastrofę. Stąd płynął lęk i uporczywe trzymanie się roli. Ten lęk trafnie opisał jeden z pacjentów podczas terapii małżeńskiej: „To znaczy, że mamy teraz być dwojgiem samozaspokajających się egoistów, którzy już nigdy nie będą mogli nic od siebie oczekiwać, wymagać, na nic liczyć?”. To właśnie tej katastrofy próbują uniknąć, łącząc się w parę. Koluzyjne pary są tak zrośnięte ze sobą, że przypominają hybrydę, gdzie trudno określić granice osób ją tworzących. Wierzą że partner zaspokoi ich dziecięce pragnienia.
Dorosłość to zgoda na to, że za zaspokojenie znacznej części naszych potrzeb (także tych pierwotnych) jesteśmy odpowiedzialni sami. Bo większość z nas, nawet ci najbardziej zranieni, ma w sobie zdrowe części, do których może sięgnąć. One także pochodzą ze związków z rodzicami, z ich zdrowymi obszarami. Czasem, gdy te obszary są niewielkie, czucie się odrębnym rodzi paraliżujący lęk i wydaje się niemal niemożliwe. Wtedy ratunkiem wydaje się wejście w związek. Niestety nieświadomie swoje nadzieje kierujemy pod adresem osoby, która maj podobny kłopot. Tworzy się obronna koluzja, która wcześniej czy później musi się załamać.

Jak rak czy jak katar?
Niektórzy zdziwiliby się, gdyby im powiedzieć, że przeszli to złamanie, inni pamiętają związany z tym ból. Co sprawia, że niektóre związki w ogóle nie zauważają tego kryzysu, a inne przechodzą przez niego jak przez – nie przymierzając – katar? Dlaczego dla jeszcze innych jest to zawał, po którym stale muszą pilnować trybu życia, a dla pewnej liczby wręcz nieuleczalny rak, prowadzący do śmierci pary.?Czemu jest tak różnie?
Chodzi tu o zdolność do przeżywania żałoby po utracie nadziei na idealny, leczący związek. Po początkowych oczekiwaniach pozostaje wielkie rozczarowanie i ból, bo przecież „nie tak miało być”. Zostaje poczucie bycia oszukanym, nabitym w butelkę.
Aldona czuje się rozczarowana i wykorzystana. Jacek jest zszokowany, zdezorientowany i zły. Podobnie Martyna i Michał, Kinga i Tomek. W tym momencie pary często się rozstają – któryś z partnerów uznaje, że skoro nie ten / nie ta, to ktoś inny zaspokoi jego oczekiwania. Rusza więc na poszukiwanie tego kogoś,, by powtórzyć z nim koluzyjny taniec. Inne pary wchodzą w bolesny kryzys, próbując bronić poprzedniego układu. Tak reaguje Jacek – chce, by było jak dawniej, „bo było tak dobrze”, Aldona znów chce zamiany ról – teraz kolej Jacka na bycie dawcą. A ponieważ ani utrzymanie starego układu, ani zmiana ról nie są możliwe – trwa bolesny, degradujący parę konflikt. Przerzucają gorący kartofel, kto kogo weźmie na ręce, kto komu zapewni opiekę, poczucie ważności, albo identyfikacji z własną płcią. Niestety dotychczasowe obrony już nie działają.
Co można zrobić? Oprócz rozstania lub trwania w wyniszczającej wojnie, para ma jeszcze trzecią drogę – terapię. Mogą spróbować uświadomić sobie swoje dawne oczekiwania, opłakać ich utratę i zacząć wymyślać związek na nowo. Zacząć tworzyć inną – nową parę. Kryzys w związku nie oznacza jego końca. Można go przepracować i stworzyć na nowo, choć z tym samym partnerem.

Wszystkie postacie występujące w tekście są fikcyjne.

Rafał Milewski,
jest psychologiem, psychoanalitycznym terapeutą małżeństw i par; członkiem nadzwyczajnym Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej. Pracuje w Specjalistycznej Poradni Rodzinnej dzielnicy Bemowo w Warszawie oraz w gabinecie prywatnym. W Oficynie Wydawniczej Fundament ukazała się właśnie książka Jürga Willego „Związek dwojga”.
Rafał Milewski
Gabinet Psychterapii
ul. Dygasińskiego 48
(okolice placu Wilsona)
01-603 Warszawa-Żoliborz
tel. 607 149 513
gabinet@gabinet-psychoterapii.waw.pl