Psychoterapia

Publikacje: Przyszłość, czyli śmierć ...

Kontakt  - magazyn nieuziemiony 9/2008
Rafał Milewski

Przyszłość, czyli śmierć o przemianach naszego myślenia o przyszłości

W taki sposób przyszłość może widzieć człowiek starszy i pogodzony z odejściem. Raczej nie powiedziałby tak statystyczny czytelnik „Kontaktu”. Skoro tak różnie patrzymy i czujemy przyszłość, to czy w ogóle można o niej powiedzieć coś pewnego prócz śmierci? Spróbujmy wybrać się w tę podróż do przyszłości drogą jaką podpowiada psychologia rozwoju.

Człowiek bez przyszłości (wiek 0-11)
Od kiedy człowiek świadomie dotyka myśli o przyszłości? Po raz pierwszy wraz z pytaniami rodziców i dziadków – „a kim ty dziecko będziesz jak dorośniesz?” Pojawiają się one zazwyczaj z rozpoznaniem w dziecku jakichś uzdolnień (czasem będących niespełnionym marzeniem samych rodziców). Rzecz jasna po chwili głębszego namysłu, zgadnięty o swą przyszłość, przedszkolak wypala – „piłkarzem” (tatusiowi kibicowi piłki), „bizmesmenem” (tatusiowi managerowi), „altowiolistą” (mamusi altowiolistce, choć Bóg jeden wie, co to altowiolistka). Nie sposób traktować takich deklaracji przedszkolnych jako świadomego myślenia o przyszłości, bardziej są to odpowiedzi na jakieś oczekiwania pytającego. Można przyjąć, że do pewnego wieku przyszłość w ogóle nie istnieje. Nie przeżywa się jej, nie myśli o niej, jest ona obcym pojęciem. Dziecko zanurzone w myśleniu konkretnym, nie operuje pojęciem „przyszłość”. Przyszłość to dla niego „zaraz”, które rzucają rodzice nagabywani by przyszli pobawić się czy poczytać, to też „w twojej urodziny, lub na gwiazdkę” – w odpowiedzi na pytanie, kiedy mi coś kupisz. Względnie kategorią odnoszącą się do przyszłości i rozumianą przez dzieci są „wakacje”. Słodka nieświadomość przyszłości, brak planów – beztroskie dzieciństwo, jak mówi wyrażenie potoczne, to stan sławiony zarówno przez Ewangelię jak psychologów dopatrujących się w nadmiernym skupieniu na przyszłości źródeł kłopotów psychicznych.

Wiek niepokoju (wiek 12- 19)
I ta trwoga, i ta trwoga – trudna rada, że się nie wie, czy się człowiek dla dam nada
Ale z drugiej strony chwili takiej wdzięk – gdy rozwieje dana dama taki lęk.

Przyszłość pojawia się razem ze świadomością siebie. Z pierwszą myślą o swoich zainteresowaniach, w czym jestem dobry – matematyka, czy polski, a może raczej sport. Co lubię robić? Czy umiem śpiewać? Co we mnie podoba się innym? Młody człowiek krok po kroku odpowiada sobie na te pytania i buduje wiedzę na swój temat. A wiedza ta kieruje go ku myśleniu przyszłości. Do czego mam się przydać?
Sprzyjają temu okoliczności zewnętrzne – najpierw decyzja o wyborze gimnazjum (jeszcze leżąca w domenie rodziców) a potem szkoły średniej (jak dziś pamiętam wiszące w gablocie szkoły pytanie „Co dalej ósma klaso?”). Wybór szkoły średniej to jedno wielkie planowanie przyszłości – czy sobie poradzę, czy jestem wystarczająco inteligentny, jaki profil, kim właściwie jestem i kim chcę się stać?
Myślenie o przyszłości w tym okresie jest mocno zabarwione niepokojem. Wahaniem między wielkościowymi wyobrażeniami o sobie, a realną słabością i zależnością. Niepokój i lęk jest zwłaszcza widoczny w sferze tworzącej się tożsamości seksualnej – czy mogę i umiem kochać, czy normalnie się rozwijam, czy ktoś mnie pokocha, itp. Teraz po raz pierwszy w sposób świadomy analizowane są myśli o przyszłości w miłosnej relacji z innym. To chyba najważniejszy aspekt myślenia o przyszłości w tym wieku.
Świat u moich stóp (wiek 20-40)
Wraz z metrykalną dorosłością, oraz ukończeniem szkoły średniej pytanie o przyszłość staje z nową mocą. Studia czy praca? Jakie studia? Po co? To moment najtrudniejszych pytań o własne miejsce pośród ludzi, o powołanie. To czas rozstrzygnięć – dojrzałość czy zależność od rodziców. To czas tworzenia trwałego związku, uczenia się wychowania dzieci, planowania kariery zawodowej. Co ciekawe wszystkim tym zasadniczym życiowym rozstrzygnięciom z reguły towarzyszy optymizm i poczucie kontroli wydarzeń. Zwłaszcza w początkowym okresie (mniej więcej do 30-35 roku życia). Tu pierwsza praca, pierwsze własne pieniądze, całkowite zerwanie z zależnością od dorosłych, możliwość decydowania i odpowiadania za siebie, rodzą poczucie mocy. Ten życiowy optymizm choć jak pokazują badania będący iluzją (w dużo bardziej realistyczny sposób spostrzegają świat i ludzi osoby depresyjne) jest niezbędny by podjąć wyzwania rzetelnego uprawiania zawodu czy budowania związku. Wspomniany czas między 30 a 35 rokiem życia to punkt kulminacyjny życia, okres gdy najważniejsze decyzje zostały podjęte i tory po których porusza się pociąg życia są położone i wiadomo w którym biegną kierunku. Widać też stację docelową. Widomo co chcemy osiągnąć w zawodzie, w życiu rodzinnym i wiemy mniej więcej kim jesteśmy (jak trafnie ocenia to piosenka Starszych Panów - i znaleźliśmy się w wieku trudna rada że się człowiek przestał dobrze zapowiadać, ale z drugiej strony również cieszy się – że się również przestał zapowiadać źle). Wiemy też czy to nas zadowala czy nie. Pozostaje przyspieszyć bądź zwolnić bieg pociągu, który przybliża nas do spełnienia, samorealizacji, ziszczenia powołania, czy jak tam określamy naszą ostatnią stację czyli cel i sens życia.
Oprócz optymizmu i przekonania, że wszystko będzie dobrze, człowiekowi aż dotąd towarzyszy poczucie, że ma czas na wszystkie swoje życiowe tęsknoty i marzenia. Dokładniej mówiąc młody człowiek czuje, że jest nieśmiertelny. Kiedy staje mu przed oczyma bolesna prawda, że umrze oznacza to, że przekroczył conradowską smugę cienia i stanął po stronie tych co schodzą a nie wchodzą. Wszedł w kolejny etap życia.

Smuga cienia, czyli dogonić uciekający czas (wiek 40- 65)
Odczucie śmiertelności przychodzi często ze śmiercią własnych rodziców. Jeżeli cieszą się dobrym zdrowiem i długim życiem, o śmiertelności przypomina nam coraz mniej sprawne ciało a zwłaszcza okres przekwitania płciowego.
Ten okres życia to początkowo czas szczytowych osiągnięć w karierze zawodowej, podziwiania aktywności dzieci, moment konsumowania zasłużonego dorobku osobistego i zawodowego. Czasem to rola mentora lub lidera, granie pierwszych skrzypiec w społeczeństwie, i to granie dla innych. To wspięcie się na szczyt i rozglądanie się wokół, podziwianie pięknych widoków, gratulowanie sobie trudu, który przyniósł owoce. Biwak na szczycie, z nieuchronną świadomością, że kiedyś trzeba zacząć schodzić. Drugi okres smugi cienia – powyżej 50 lat to też zmaganie się z dorastaniem dzieci, wtedy pytanie o przyszłość staje się dojmującą obawą o swój związek małżeński i jego trwałość. Człowiek przeczuwa konieczność ułożenia życia z ukochaną osobą jeszcze raz, na nowych warunkach. To również kryzys połowy życia – bilans, głęboka refleksja nad dotychczasowym życiem, jego blaskami i cieniami, weryfikacja młodzieńczych marzeń. Czasem kończy się doświadczeniem rozczarowania sobą i pragnieniem dogonienia czasu na ostatniej prostej życia. Towarzyszy temu uczucie, że czas ten ucieka z niespotykaną dotąd prędkością. Jak opisuje to bohater Marszu Polonia Jerzego Pilcha – „Jakoś zaraz po pięćdziesiątce czas teraźniejszy przestał istnieć, miesiące które dawniej składały się z czterech tygodni teraz trwały kilka godzin. Zaczął się pęd niewiarygodny, w listopadzie czerwiec był za pasem, w czerwcu grudzień. Ledwo przechodził Nowy Rok, była Wielkanoc, lipcowe upały zwiastowały lutowe śniegi; wodór nie nadążał za tlenem, węgiel za azotem, azot za tlenem; każdego ranka budziłem się ze ściśniętym sercem i absolutną pewnością, że obojętnie, ile jeszcze będę żył: rok, dwa, dziesięć, czterdzieści, sześćdziesiąt, sto , sto pięćdziesiąt pięć – obojętnie ile – śmierć i tak jest tuż-tuż.

Po tamtej stronie chmur (wiek 65 +)
No właśnie, śmierć jest tuż-tuż. Ale czy dalej jest jakaś przyszłość? To w gruncie rzeczy zasadnicze pytanie po przejściu na emeryturę, zobaczeniu wnuków, pożegnaniu swoich rodziców. Dlatego ta faza życia to radykalny wzrost zainteresowania duchowością i religią. To także kryzys oglądania swojego odchodzącego ciała, spowolnienia pamięci i myślenia, chorób i niewielkich możliwości spędzania wolnego czasu. W tym czasie śmierć staje się niezwykle bliska poprzez częste utraty bliskich osób, można przyjąć że człowiek starszy żyje w nieustannym doświadczeniu chodzenia na pogrzeb i powiększającej się pustej przestrzeni wokół niego. Czasem przyszłość czyli śmierć jest oczekiwana nie jako wybawienie od krzyża starości, ale jako naturalny finał dobrego życia i nowe narodziny do innej rzeczywistości. Czy nie taką lekcją było umieranie papieża? Lekcją, że możliwe jest odchodzenie w sytości dni i ku przyszłości, która jest nadzieją. Memento mori – niezależnie czy żyjesz w okresie burzy i naporu, czy czujesz ze świat masz u swoich stóp, bądź czy gonisz uciekający czas – memento mori.
Rafał Milewski
Gabinet Psychterapii
ul. Dygasińskiego 48
(okolice placu Wilsona)
01-603 Warszawa-Żoliborz
tel. 607 149 513
gabinet@gabinet-psychoterapii.waw.pl